wtorek, 1 marca 2016

Rozdział 3

Gdy tylko usłyszałam dzwonek do drzwi, natychmiast zbiegłam ze schodów, w między czasie krzycząc 'otwarte'. Uśmiechnięty brunet przekroczył próg drzwi i zawitał do mojego domu. Założyłam czarne trampki, które swoją drogą uwielbiałam i skierowaliśmy się do jego ciemnozielonego vana. Notabene uwielbiałam ten samochód. Auto z sofą, szafą i lodówką. Czego chcieć więcej? Często jeździliśmy z brunetem gdzieś na weekendy,żeby odpocząć od wszystkiego, dlaczego to auto to był nasz najlepszy przyjaciel.
Po jakiś 20 minutach rozmowy z chłopakiem zorientowałam się,że wyjechaliśmy już z Beacon Hill.
-Louis, gdzie my kurwa jedziemy?- zapytałam łagodnie. Oj Hope nie denerwuj się na zapas.
-Niespodzianka, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi.
-Oj kochanie, to ty się całe życie wkurwiać musiałeś.
-Hylie jakoś to nie przeszkadzało.
-Chyba jej chłopakowi- Och jak ja kocham nasze rozmowy.
-Serio Evans, gej? Na nic więcej cie nie stać? - Jego śmiech rozprzestrzenił się po aucie.
-Oj Tomlinson, po prostu staram się być miła- dźgnęłam go w policzek, po czym wybuchłam śmiechem z jego dziwnej miny.- A tak w ogóle to kiedy dojedziemy na miejsce, bo siku mi się chce- chłopak zaśmiał się pod nosem.
-Za niedługo. Za niedługo powinien być zakręt, będziemy jechać lasem, to najszybsza droga.
Chłopak miał racje i już po chwili wjeżdżaliśmy na leśną dróżkę. Jechaliśmy w ciszy wsłuchując się w kojące rytmy coldplaya, które aktualnie leciały w radiu.
Po chwili jazdy z maski auta nagle wybuchł dym, a samochód gwałtownie się zatrzymał.
-Co do cholery- westchnął chłopak i wyszedł z auta i otworzył maskę, a dym buchnął mu prosto w twarz. Gdy tylko na niego spojrzałam wybuchła niepohamowanym śmiechem. Dosłownie tarzałam się po ziemi patrząc.
-Bardzo kurwa zabawne- mruknął. Jego twarz w całości była pokryta czarną sadzą. Gdy spojrzałam na jego poddenerwowaną twarz wybuchłam - o ile to możliwe - jeszcze większym śmiechem- wstawaj idiotko - chłopak podał mi dłoń. Gdy tylko stanęłam obok niego usłyszałam kroki. Ktoś biegł w naszym kierunku i robił to cholernie szybko.
-Louis wejdź do auta- powiedziałam szybko do bruneta. Spojrzał na mnie zdziwiony - Wejdź do auta- warknęłam a on posłusznie zrobił o co go poprosiłam. Nagle usłyszałam szelest liści tuż obok mnie. Ktoś tu był. Nagle poczułam gwałtowne pociągnięcie na rękę i czułam jak wznoszę się w powietrze i ląduje parę metrów dalej, boleśnie wbijając się w drzewo.
-Hope- usłyszałam krzyk bruneta z samochodu, oraz trzask drzwi.
-Zostań w aucie - zdeterminowana, by obronić w razie wypadku bruneta wstałam i rozejrzałam się w koło. Nikogo już tutaj nie było. Natomiast Louis po chwili był już przy mnie.
-Mówiłam zostań w aucie - mruknęłam, czyjąc jak kości w moim ciele błyskawicznie się zrastają, a ja już po chwili mogąc się normalnie ruszać, zaczęłam zmierzać w stronę auta.
-Co to do cholery było?- wrzasnął przerażony brunet.- Hope, stój do cholery, musimy jechać do szpitala.- zaśmiałam się. Chłopie do jakiego szpitala.
- Nie wiem co to było- powiedziałam wsiadając do samochodu i sięgając po komórkę. Wybrałam numer osoby, która jako jedyna w tej chwili chyba mogła mi pomóc.
Jeden sygnał, a w słuchawce rozniósł się jego lekko chrapliwy głos 'tak?'
-Derek, potrzebuje twojej pomocy.

Po nie więcej niż 30 minutach usłyszałam ryk silnika,a już po chwili obon naszego wana zatrzymał się zielono- niebieski jeep. Wysiadł z niego Derek, a tuż za nim 2 nastolatków. Byli w moim wieku, może rok starsi. Spojrzałam na nich zdezorientowana. Przecież on miał tylko przeholować mi auto i nas podwieźć. Po prostu nie chciałam,żeby komuś coś się stało, a jak coś to on wie, co ma robić. Chłopak skinął  mi i brunetowi na przywitanie.
-Miałeś przyjechać sam - warknęłam w jego kierunku. Po prostu działał mi na nerwy. Prosisz człowieka o odrobinę dyskretności,a on ci 2 jakiś innych ludzi przywozi.
-Miałem- mruknął- ale zmieniłem zdanie,a oni nam się przydadzą.
-Kto to w ogóle jest - powiedziałam zdenerwowana
-Ktoś kto może ci pomóc złotko.
-Nawet mnie tak kurwa nie nazywaj- warknęłam w jego kierunku, a trójka idiotów wpatrywała się w nas próbując nie popłakać się ze śmiechu.
-Będę cię nazywał jak mi się żywnie podoba, a teraz powiedz mi co to było.- zaczęłam mordować chłopaka wzrokiem, gdy nagle odezwał się Lou.
-A myślisz,że co to było - Derek i ja spojrzeliśmy na niego zdezorientowani - Alfa! - Teraz ja już nie wiedziałam co mam zrobić, a dwójka znajomych Dereka leżała na podłodze ze śmiechu. - Scott, Stiles ogarnijcie dupy - chłopak sam się zaśmiał. Z wrażenia usiadłam pod drzewem. Co się do cholery dzieje.
-A ty skąd ich znasz? - mruknął w jego kierunku Derek
-Znajomi Allison- przerwał i spojrzał w moim kierunku- Hopie, wszystko w porządku?
Chłopak szybko do mnie podbiegł i natychmiast klęknął obok mnie. Wzięłam 3 głębokie wdechy i spojrzałam mu w oczy.
-Wiedziałeś- szepnęłam- o wszystkim. I mi nic nie powiedziałeś.
-To nie tak...
-A jak?! Do cholery jasnej Tomlinson! - wkurzona wstałam i zaczęłam iść przed siebie, chłopak zaczął jednak podążać za mną. Złapał mnie za ramie,a ja w ogóle nie przemyśliwając swojego ruchu z całej siły go odepchnęłam. Przerażona własnym zachowaniem zaczęłam biec przed siebie.
-Kurwa Hope, zaczekaj- usłyszałam głos Dereka, jednak to nie on po chwili mnie złapał. Był to jeden, z dwóch znajomych Louisa. Noż kurwa jego pierdolona mać. Dlaczego on mi nie powiedział! Gdy poczułam jak ktoś mnie do siebie przyciąga zaczęłam się wyrywać i szarpać.
Gdy to mi się udało już miałam zaatakować chłopaka, gdy spojrzałam w jego oczy. Jażyły się czerwienią. Chłopak zaryczał a ja poczułam przeszywający ból w głowie. Klęknęłam łapiąc się za skronie. Mimo bólu wiedziałam,że wracam już do żywych.
-Już ok? - zapytał nieśmiele chłopak patrząc się w moje oczy. Ja jednak tylko siedziałam na ziemi i wpatrywałam się w pustkę przede mną.- Jestem Scott tak w ogóle.
-On wiedział o wszystkim - szepnęłam, nie zwracając uwagi na chłopaka, który przysiadł się obok mnie.- Dlaczego mi nie powiedział? Nie ufa mi?
-Kurczę Hope, wydaje mi się,że on nie powiedział tobie z tego samego powodu dlaczego ty nie powiedziałaś jemu. Bał się twojej reakcji.- Chłopak miał racje. Wyciągnęłam z kieszeni papierosa i odpaliłam go opierając się o drzewo. Podsunęłam paczuszkę w stronę chłopaka zadając mu nieme pytanie, jednak on odmówił. - Nie wściekaj się na niego Hope, jemu naprawdę na tobie zależy. Zresztą chyba powinniśmy już wracać.
Dopaliłam papierosa i skierowałam się w stronę z której przyszliśmy.
-Skąd ty się tutaj tak w ogóle wziąłeś Scott?
-Derek powiedział,że ma mały problem z jakimś alfą, a już kiedyś mieliśmy taką sytuacje.
-Kto był tym nieszczęśliwcem, którego ugryzł alfa?
-Ja- chłopak uśmiechnął się pod nosem. - Wiesz poszukiwanie martwych połówek ciał w nocy, w lesie, to nie jest dobry pomysł.
-Szukałeś w nocy martwego ciała?- nie wiem czemu ale bardzo mnie to rozbawiło. Ze śmiechu zgięłam się w pół, a po moim policzku spłynęła łza, którą od razu starłam.- Co za idiota szuka  martwego ciała?! W środku nocy?!
-No co tato Stilesa jest szeryfa, a że nam się nudziło...
-W środku nocy, jezu- uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-No a ty mądralo jak się zmieniłaś hmmm? Bo nie wierzę,że w środku dnia w centrum miasta.
-Poszłam a spacer, do lasu... w środku nocy.
-Wiedziałem!- chłopak zaczął się śmiać- Wiedziałem! A się mnie czepia!
-Dobra, spierdalaj- mruknęłam. A chłopak znowu wybuchnął śmiechem.
Gdy tylko doszliśmy do pozostałej trójki ,od razu podbiegłam i wtuliłam się w ciało mojego najlepszego przyjaciela.
-Boże Lou, tak bardzo cie przepraszam- wyszeptałam w jego szyje. Gdy tylko poczułam słoną ciecz wypływającą z moich oczu, o ile to możliwe wtuliłam się w chłopaka jeszcze bardziej.
-Hej, Hopie nic się nie stało -  poczułam jak się uśmiecha i oddaje mój uścisk.
- Ej księżniczka, możemy już wracać?- Derek oczywiście musiał przerwać tą cudowną chwilę.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a wyrwę ci jądra gołymi rękami i wsadzę do mordę- powiedziałam odwracając się w kierunku najbardziej denerwującej osoby na świecie. Pociągnęłam Lou za rękaw w kierunku turkusowego jeppa, po czym sama wpakowałam się do środka.

***
Witam, witam i na wstępie przepraszam.
Tak wiem, totalnie zawaliłam z rozdziałami, ale mam nadzieje,że mi wybaczycie. Żeby wina nie leżała tylko po mojej stronie to podpowiem,że komentarze mile by mnie zaskoczyły. Powiedzmy,że będę potworem ale...
5 komentarzy = kolejny rozdział 6 marca '16
jeśli komentarzy nie będzie rozdział dodam, no tyle,że później.
                                                                                                        xxx

wtorek, 26 stycznia 2016

Potrzebna pomoc - tło

Błagam, błagam BŁAGAM!!!
Potrzebuje kogoś kto mi zrobi ładny szablon na bloga, ponieważ ja jestem bardzo fatalna ze strony graficznej. Pisz w komentarzu jeśli umiesz coś takowego zrobić. Pomysł mniej więcej mam,ale potrzeba mi jeszcze realizacja.
xxx

niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 2

Chłopak rozsiadł się wygodnie w starym,lekko zniszczonym już fotelu. Szykuje się długa noc. Spojrzałam na czarnowłosego. Jego zielone oczy wpatrywały się w czarną noc za oknem. Również skierowałam wzrok w tym kierunku. Księżyc schowany był za chmurami. Pomiędzy prześwitywało parę samotnych gwiazd.
-Dlaczego mi pomagasz? - Mój głos przerwał ciszę, ale musiałam się dowiedzieć. Nikt przecież nie pomaga sam od siebie osobie, której nie zna. Nikt w XXI wieku tak nie postępuje.
-Po prostu nie w chcę,żebyś wymordowała pół miasta - mruknął od niechcenia. Denerwował mnie swoim podejściem. Może dla niego, to,że podczas pełni zmienia się w wilkołaka to normalna sytuacja, ale dla mnie nie. Mógł by mnie trochę wesprzeć a nie ciągle pokazywać jak to nie ma we wszystko wyjebane. Ough.
-Co ci to robi za różnice?!- warknęłam w jego kierunku- Po co w ogóle wróciłeś?
-Masz racje mnie to nie robi żadnej różnicy, staram się,żebyś nikogo nie zamordowała, ale nawet jeśli to co? Ludzie ciągle umierają. Jak chcesz to idź, droga wolna. Do drzwi powinnaś trafić sama.
Gwałtownie wstałam z posłania. Idę. Niech się pierdoli.  Skierowałam moje kroki w kierunku wyjścia z pokoju i z całej siły trzasnęłam drzwiami. Niech wie,że mnie wkurwił.
-A ty gdzie- jego już trochę spokojniejszy głos rozniósł się echem po domu.Zignorowałam go dzielnie kierując się w stronę starych schodów. Zresztą co go to obchodzi. Już dochodziłam do drzwi, gdy usłyszałam - Kurwa, Hope wracaj. - prychnęłam zamykając za sobą drzwi, dokładnie starając się by zrobić to najgłośniej jak potrafię. Wyszłam już na balkon , gdy poczułam silne szarpnięcie, za prawe ramie. - Powiedziałem wracaj-  Odepchnęłam go od siebie i ku mojemu zdziwieniu chłopak poleciał na drugi koniec balustrady. Wykorzystałam okazję i ruszyłam biegiem w głąb lasu. Już po chwili usłyszałam kilka siarczystych przekleństw unoszących się na zimnym, nocnym powietrzu. Byłam zdenerwowana i czułam,że gdybym teraz na kogoś wpadła, byłabym gotowa go zabić. Kły odbijały się w świetle księżyca gotowe rozszarpać swoją ofiarę.
Na nieszczęście moje jak i mężczyzny biegnącego przez las, mój gniew nie malał. Wręcz przeciwnie. Z każdym krokiem czułam się silniejsza. Zaczęłam więc biec w jego kierunku. Moje nogi oderwały się od ziemi gotowe rzucić się na ofiarę, gdy pod wpływem czyjegoś ciężaru przewaliłam się na ziemię. Szybko wydostałam się z pod ciała, które okazało się tym nieszczęsnym Derekiem i rzuciłam się na niego. Pazurami przebiłam się przez jego koszulkę kalecząc jego klatkę piersiową.  On nie pozostał mi jednak dłużny. Szybkim ruchem wbił pazury w moją nogę i szarpnął,  tworząc głębokie rozcięcie na zewnętrznej stronie mojego uda. Cofnęłam się do tyłu gotowa ponownie zaatakował czarnowłosego, jednak chłopak był szybszy. Złapał mnie za nadgarstki wbijając pazury w moje zakrwawione już ręce.
- Wracamy do domu - warknął i pociągnął mnie za sobą za moje obolałe już nadgarstki.
Gdy zaczęłam się wyrywać on tylko łypnął na mnie niebieskimi, jarzącymi się oczami, a ja posłusznie poszłam za nim. Po nie więcej niż 20 minutach dotarliśmy do jego domu.
-Możesz mnie już puścić.- warknęłam będąc już w normalnie, ludzkiej postaci.
-Nie byłbym taki pewien- szarpnął mnie mocniej za nadgarstki. Jego pazury już zniknęły, ale świeże rany nie zdążyły się jeszcze zagoić więc nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból.
Chłopak zaprowadził mnie do pokoju w którym siedziałam już wcześniej. Dopiero gdy usiadłam puścił mnie, a sam zajął miejsce w starym fotelu na przeciwko. Byłam zmęczona tym wszystkim dlatego odwróciłam się do niego plecami i zwinęłam w kłębek na samym boku materaca.
Gdy otworzyłam oczy, pierwsze co zrobiłam to sięgnęłam po mój telefon, by sprawdzić godzinę. Przeciągnęłam się i usiadłam. Chwile zajęło mi zorientowanie się gdzie jestem i co tutaj robię. Po mojej lewej na fotelu spał czarnowłosy nastolatek. Ciężko mi to przyznać ale wyglądał cholernie słodko.  Zgarnęłam telefon znajdujący się na szafce nocnej. 5:40. Wyszłam z posiadłości chłopaka i skierowałam się do mojego domu.
Dojechałam pod budynek szkoły gdy usłyszałam najwspanialszy głos na świecie.
-Hope Marie Evans, dlaczego nie odbierałaś tego cholernego przyrządu zwanego twoim zasranym telefonem- poddenerwowany brunet podszedł do mnie i złapał w ramiona- Martwiłem się.- spojrzałam na niego z politowaniem. Przecież nie było mnie w nocy. Mogłam równie dobrze spać- A poza tym chciałabym, żebyś kogoś poznała- Dopiero w tej chwili zauważyłam śliczną, szczupłą brunetkę stojącą obok Lou
-Jestem Alison - uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła swoją zgrabną dłoń w moim kierunku. Z niej zapewne nie wyrastają pazury podczas pełni...
-Hope- posłałam jej sztuczny uśmiech. Ough czemu ona musi być taka ładna?!
-Przyjaźniłem się z All w podstawówce, wyprowadziła się do Beacon Hill, ale teraz wróciła- brunet aż skakał z radości wciąż wpatrując się w brunetkę.
Zaczęliśmy rozmawiać kierując się w stronę klasy do Angielskiego. Zresztą cały dzień spędziliśmy z Alison, która swoją drogą wydawała mi się trochę dziwna. Nie mówiła za dużo o sobie. Nie mówiła czemu wróciła. Gdy tylko zaczynał się taki temat, ona zwinnie go zmieniała zaczynając rozmowę na temat tego jak bardzo się stęskniła za Lou.
Po szkole umówiłam się z Brunetem, który uparł się,że musi ze mną porozmawiać, bo tak dawno nigdzie nie wychodziliśmy i w ogóle, a ja jako najwspanialsza przyjaciółka oczywiście nie mogłam mu odmówić. Uwielbiałam go. Lepszego przyjaciela chyba nie mogłam sobie znaleźć. Pocieszał mnie, rozśmieszał i pomagał w różnych sytuacjach, a poza tym sama musiałam się odstresować więc umówiliśmy się do kina.
Po zajęciach on wsiadł do swojego SUV-a i umówiliśmy się,że podjedzie pod mój dom o 7:00 i wybierzemy jakiś seans. Ruszyłam więc rowerem w stronę domu. Jednak gdy tam już dojechałam ku mojemu zdziwieniu, obok domu naprzeciwko stała ciężarówka do przeprowadzek. Niedawno wyprowadzili się stąd nasi sąsiedzi - dziwna para, więc niezbyt ucieszyłam się na widok nowych sąsiadów. Ale w sumie Hope - może nie będzie tak źle.
***
No i mamy kolejny rozdział. Specjalnie dla tych osób, które odwiedzają bloga zmarnowałam lekcje historii i pisałam rozdział. Ach ten wspaniały moment gdy masz wenę i ręka sama mknie po papierze. Nagle patrzysz a zapisałaś już 3 kartki <3
Jeśli spodobał ci się post - proszę skomentuj. Dla ciebie to chwila, ale uwierz ,że fajnie wiedzieć,że ktoś czyta to co wymyśliłaś
xx

P.S 
tak wiem,że rozdział krótki, ale mam nadzieje,że nadrobi fabułą

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 1


Otworzyłam oczy i pierwsze co poczułam to rozrywający ból w lewej nodze. Byłam w swoim łóżku. Co ja tutaj robię?! Przecież byłam w lesie! W mojej głowie była jedna, wielka pustka. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się a ja przerażona poskoczyłam.
-Może byś łaskawie wstała?- moja rodzicielka spojrzała na mnie z wyrzutem- Za godzinę zaczynasz lekcje.
Poczekałam do czasu gdy opuściła mój pokój i wstałam. Spojrzałam na swoje podarte jeansy. Na prawym udzie brakowało kawałka spodni, i ogólnie wszędzie byłą krew. Zdjęłam jeansy i schowałam je na dno szafy. Podeszłam do lustra i spojrzałam na obandażowaną nogę. Bandaż ,którym musiałam sobie owinąć nogę gdy wracałam zdążył przesiąknąć krwią,ale bałam się go zmienić. Nie chciałam na to patrzeć. Sięgnęłam do szafy, po nowe, tym razem granatowe rurki,a do tego zarzuciłam na siebie zieloną bluzę. Wzięłam mój szolny plecak a na nogi zarzuciłam podniszczone już czarne vansy. Szybko wyszłam z domu, bojąc się,że spuźnię się na pierwszą lekcje. Wsiadłam na czarny rower w stylu holenderskim i ruszyłam w stronę tak znienawidzonego przezemnie budynku. To nie tak,że nie lubię lekcji w nich przeprowadzanych, po prostu nie należę do tych najbardziej lubinych w szkole. Trzymałam się tam tylko z jedną osobą. Louis. On jako jedyny był ze mną. Był on trochę inny, ale no cóż ja też do tych normalnych nie należałam. Zaparkowalam moim rowerem na parkingu dla nich, gdy nagle poczułam,że kto rzuca mi się na plecy.
-Lou- krzyknęłam za śmiechem i przytuliłam bruneta na przywitanie.
- Cześć kochanie- chłopak zarzucił mi rękę na ramie i zaczęliśm zmierzać w stronę szkoły kierując się do sali biologicznej. Większość osób myślała,że jesteśmy razem, ale co to to nie. Tomlinson jest moim najwspanialszym przyjacielem i nie wiem co bym bez niego zrobiła. Jest także cudwnym materiałem na chłopaka, ale definitywnie nie dla mnie.
Weszliśmy do klasy, gdy rozległ się dzwięk dzwonka. Był on niesamowicie głośny. Rozbolała mnie głowa od tego zagłego huku. Co jest do cholery? Spojżałam na resztę klasy, ale każdy zajmował się rozmowami z innymi. Mój wzrok zatrzymał się na Lidii.
-Ale ten nowy nauczyciel jest sexowny- szeptała do swojej najlepszej przyjaciółki Arii. Ja nie powinnam tego słyszeć. Zaczynałam wpadać w panikę. Co się do cholery dzieje. Przerażona siedziałam skulona w ławce i czekałam,aż nauczyciel wejdzie. Nagle usłyszałam kroki. W klasie wszyscy siedzieli. Co do cholery? Nagle próg drzwi pekroczył nauczyciel. A więc to jego kroki słyszałam. Tylko jak?
W ciągu reszty dnia zauważyłam,że nie tylko słuch mi się poprawił, ale także mój wzrok był niesamowity. Byłam przerażona. Po lekcjach jak najszybciej pojechałam do domu. Nie czekałam nawet na Tomlinsona, chodź powinnam się z nim spotkać, ale puźniej się jakoś to wyjaśni. Dojechałam do domu w rekordowym tempie i szybko wbiegłam do pokoju.
Siedziałam tam może z godzine rozmyślając nad tym co się dzieje, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Och Louis, wejdź- głos mojej mamy rozniósł się po mojej głowie- Hope jest u siebie.
Usłyszałam kroki na schodach, szybko zbliżały się w kierunku mojego pokoju.
-Hej Hopie- chłopak uśmiechnął i rzucił się na mnie- Mieliśmy się spotkać dzisiaj, zapomniałaś?
-Lou, muszę ci coś powiedzieć- od kiedy wróciłam ze szkoły zastanawiałam się nad tym i postanowiłam,że powiem mu prawdę- Ja nie wiem co się dzieje, bo ostatnio gdy byłam w lesie widziałam, ja jakieś zwierze zamordowało kobiete. Zamordowało rozumiesz?- w jego oczach dostrzegłam przerażenie jak i troskę. Tutaj cała moja pewność siebie wyparowała. Nie powiem mu...Poczułam jak łzy wezbrały się w moich oczach.
-Boże Hopie! Nie płacz- chłopak szybko złapał mnie za ramiona i przyciągnął do swojego torsu - Zgłosiłaś to komuś?
-Nie- szepnęłam w jego klatkę piersiową- Boże, ale ja jestem głupia, czemu ja tego nie zrobiłam?
-Jezu Hope, nie jesteś głupia, tylko wystraszona, uspokuj się, będzie ok.
Siedziałam z chłopakiem przez dłuższy czas, nie poruszając już tematu wczorajszej nocy. Byłam wdzięczna,że nie wypytawał się mnie o wszystko. Gdy nastolatek włączył film, poczułam jak moje powieki sklejają się, a ja odpływam do krainy morfeusza.

Gdy otworzyłam oczy, leżałam rozkopana na łóżku. Louisa ze mną nie było. Spojżałam na zegarek, który wskazywał na 10:00. Nareszcie weekend. Podeszłam do szafy w celu znaleziania czegoś do ubrania.
  Po nie więcej niż 30 minutach wychodziłam z domu. Musiałam pobiegać. Ruszyłam truchtem w strone lasu. Jest dzień, nic mi się przecież nie stanie. Gdy mijałam drzewa, mój strach troche urósł, ale nie na tyle,żeby zawrócić. Nawet nie wiem, kiedy mój trucht zmienił się w sprint. Zatrzymałam się dopiero przy starej posiadłości Hale-ów. Nie przychodziło tu wiele osób, ponieważ z tym domem wiązała się przerażająca historia. Mieszkało w nim 11 osób, ale pewnej nocy wszyscy nawzajem się wymordowali. Ocalał tylko Derek Hale, ale wyprowadził się niedługo po wypadku. Wszyscy jednak uważali,że do tego domu nie powinno się zbliżać. Nie raz przechodnie słyszeli wrzaski z okolic domu. 
Odwróciłam się i zaczęłam biec w innym kierunku, gdy nagle poczułam przeszywający ból w nodze i głowie. Upadłam na ziemie, a z moich ust wyrwał się wrzask. Czułam jak ból rozrywa mi głowę. Zacisnęłam dłonie w pięści, ale gdy poczułam krew od razu przestałam. Spojżałam na swoje dłonie. Moje paznokcie zmieniły się w pazury. To tylko sen! Hope obudź się kurwa!  
Z moich ust tym razem wyrwał się ryk. Tak ryk.  Językiem wyczułam kły w mojej buzi. Co  się dzieje?! Nagle wszysto ucichło. Usłyszałam trzask gałęzi. Gdy spojżałam w tamtym kierunku zobaczyłam tylko jak coś wystrzela,a ja nie mogłam otworzyć oczu. Po chwili poczułam rozrywający ból w ramieniu, i nagłe szarpnięcie.
-Szybciej- ktoś ciągnął mnie za ramie. Ból czułam w całym ciele, co chwile się potykałam, ale miałam wrażenie,że osoba, która mnie ciągnęła nie chciała mnie skrzywdzić. Po chwili wpadliśmy do jakiegoś zniszczonego budynku. 
-Usiądź- skinął głową. Byłam roztrzęsiona, więc wykonałam jego polecenie. Wzięła głęboki oddech,a w kącikach moich oczu wezbrały się łzy. Chłopak był lekko zdezorientowany. Usiadł na przeciwko mnie.

 Co się do cholery ze mną dzieje?- tylko tyle zdołałam wykrztusić.
-Hope, wiesz czym jest likantropia?- spojżałam na niego z politowaniem.
-Po pierwsze skąd znasz moje imię,a po drugie tak wiem co to jest. Kiedyś wierzono,że gdy ugryzie cie wilk, możesz zmienić się w pół człowieka, pół wilka.
-Tak zwanego wilkołaka.
-Ale co to ma do rzeczy?!
-Hope. Jesteś wilkołakiem- Wstrzymałam oddech. Czym jestem?!
-Czym? Uwierzyła bym we wszystko,że mam raka, nie wiem, ale mogłeś się trochę wysilić, jeśli chciałeś mnie wkręcić. Nie ma czegoś takiego jak wilkołaki!
-Jestem Derek. Derek Hale - moje źrenice powiększyły się z przerażenia. Przecież on wyjechał! Czy my jesteśmy w jego domu?! - Wilkołaki istnieją, a jeśli mi nie wierzysz to jak wytłumaczysz to?
Jego oczy nagle zmieniły kolor na niebieski, a zamiast paznokci miał pazury.
- Co się tutaj dzieje- szepnęłam sama do siebie. Zamknęłam oczy,a gdy je otworzyłam Derek wpatrywał się we mnie.
-Zostałaś ugryziona, a teraz przemieniasz się w wilkołaka. Dzisiejsza zmiana była spowodowana pełnią. Pomogę ci panować nad mocą, ale kiedy będę cie potrzebować ty mi pomożesz.- skinęłam do niego głową, jednak myślami byłam gdzieś indziej. Chłopak podszedł do mnie i spojrzał na moje ramie.
-Może zaboleć- mruknął, po czym wyrwał z ręki mały, srebrny pocisk. Z moich ust wyrwał się syk.
Chłopak zaczął mi wszystko tłumaczyć. Począwszy od tego kto nas zaatakował. Okazało się,że to byli łowcy. Polują na zmiennokształtnych takich jak my. Dlatego też musimy się ukrywać. A przynajmniej musimy ukrywać to kim jesteśmy.  Potem zaczął mi mówić o wilkołakach. Opowiadać na czym polega zmiana oraz jak nad nią panować.
-Derek, ale dlaczego ja?- to pytanie nie dawało mi spokoju. Dlaczego ja?
- Nie wiem- odparł szczerze- Zostałaś zarażona poprzez ugryzienie, ale nie wiem przez kogo.- dodał uprzedzając moje pytanie.
-Jak to nie wiesz przez kogo?
-Od jakiegoś czasu w okolicy kręci się alfa, ale nie odkryłem jeszcze kim on jest i czego chce. Jest duże prawdopodobieństwo ,że to on cię ugryzł.- wydałam z siebie głośne westchnienie.
-Nie żeby coś, ale ja powinnam już wracać do domu. Jest już - spojrzałam na zegarek- 10:00. O boże już tak późno?!- chłopak zaśmiał się pod nosem z mojej reakcji.
-Hope, nie możesz dzisiaj wrócić do domu- w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie odparł- dzisiaj pełnia,a ty chyba nie chcesz wymordować swojej rodziny.
- I co może mam zostać u ciebie?- odparłam sarkastycznie
- A masz z tym jakiś problem? Jeśli chcesz wymordować pół miasta to idź,ale nie mów,że nie ostrzegałem. -Ough!
-Dobra, zrozumiałam, zostanę okey? - teraz byłam już wkurzona. Nie dość,że zmieniam się w jakiegoś pieprzonego wilka to jeszcze mam zostać u niego w domu!
-Uspokój się Hope - mruknął, wskazując oczami na moje pazury.
-Ty mi mówisz,że mam się uspokoić?- warknęłam i do niego doskoczyłam- Ktoś mnie do cholery zmienił w jakiegoś psa, a t...
-Wilkołaka nie psa- zaśmiał się
-Nie przerywaj mi kurwa- Chciałam go popchnąć, lecz on był szybszy i złapał mnie za nadgarstki, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
-Uspokój się- powiedział tym razem bardziej stanowczo. Wzięłam głęboki wdech, lecz gniew dalej nie chciał opuścić mojego ciała. - Oddychaj
Po kilku minutach złość opadła a ja odsunęłam się od chłopaka. Byłam zła na siebie,że tak szybko straciłam kontrole. Muszę to wszystko przemyśleć.
-To gdzie mam spać?- mruknęłam niby od niechcenia w stronę Dereka. Ten tylko zaśmiał się pod nosem. Nic nie mówiąc odwrócił się i skierował w stronę lekko zniszczonych już schodów i zaprowadził mnie do średniej wielkości pokoju. Był on w jasnym odcieniu szarego. Na środku stało sporych rozmiarów łóżko, a obok był czarny fotel.
-Ten pokój jako jedyny nadaje się do użytku, więc zajmuje fotel. Pożyczył bym ci jakąś koszulkę, ale jeśli jakimś cudem uciekniesz, wątpię,żebyś chciała biegać bez spodni po lesie. 
Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on tylko uśmiechnął się do mnie niewinnie. 

***
A więc jest i pierwszy rozdział. Wiem,że trochę na niego czekaliście, ale niestety nie miałam czasu. (Praca & szkoła) Mam nadzieje,że rozdział wam to jednak wynagrodzi. Mnie osobiście się podoba, chociaż wiem,że  mógł by być lepszy.
                                                                           xx 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Prolog

                                          

Siedziałam w małym, brązowo- białym pokoju, w którym spędziłam ostatnie 16 lat mojego życia. Właśnie pokłóciłam się z mamą i złość rozrywała mnie od środka. Chciałam wyjść się przejść, ale nie chciałam również na nią patrzeć. Zdałam się więc na stary dąb, którego gałąź sięga to mojego okna. Często używam, tego " ewakuacyjnego" wyjścia, gdy chcę się odstresować, czy po prostu pospacerować w ciągu nocy.
Zegarek przy łóżku wskazywał 1 nad ranem, a ja ubrana w czarne jeansy i przydużą bluzę z nike otworzyłam okno i postawiłam moją czarną tenisówkę na grubej gałęzi. Przerzuciłam drugą nogę i po chwili byłam już na dworze. Gdy byłam młodsza, zawiesiłam cienka drabinkę na tym drzewie, kończyła się ona może metr nad ziemią, ale, gdy wracałam zawszę ją zwijałam, więc mama nie miała pojęcia,że znikam w nocy z domu. 
Postanowiłam przejść się do lasu, bo dawno tam nie byłam. Może nie wydaje się to normalne,że 16 latka sama chce iść do lasu, i to w nocy, ale znałam te tereny, jak nikt inny. Od dziecka nimi spacerowałam. Stawiałam duże kroki, przez co szłam dosyć szybko, ale musiałam się zmęczyć. Musiałam odreagować. Musiałam się zmęczyć. 
Po nie więcej niż 10 minutach dotarłam do przybrzeży lasu. Oddychałam głęboko,żeby się uspokoić. Czytałam kiedyś w jakiejś książce od Yogi należącej do mojej mamy,że to pomaga. Moje przemyślenia przerwał krzyk. Kobiecy krzyk. Szybko pobiegłam w tamtą stronę. Jakim idiotą trzeba być,żeby biec w kierunku krzyku. Boże Evans, nigdy horrorów nie oglądałaś? Od krzyków się ucieka. Bieg do nich NIGDY nie kończy się dobrze.
Zobaczyłam kobietę. Było zbyt ciemno,żeby ocenić jej wygląd czy wiek. Kobieta stała i zdecydowanie widziałam jak cała się trzęsła. Nagle jakieś wielkie zwierze do niej pomknęło i ją wywróciło. Z jej ust wyrwał się kolejny krzyk. Bestia skoczyła na nią. Kobieta nie przestawała krzyczeć. Nagle zamarła. Przestała się ruszać. Z moich ust wyrwał się szloch. Ona nie żyła. Gdy kolejny szloch odbił się echem między drzewami. Bestia spojżała w moim kierunku. Przerażona zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Biegłam pomiędzy drzewami i wyraźnie słyszałam szelest liści, gdy bestia biegła w moim kierunku. Nagle szelest zamilkł. Odwróciłam się w jej kierunku mając nadzieje,że odeszła i zostawiła mnie samą. Jednak ostatnie co zauważyłam to błysk jej czerwonych oczu i białe zęby wbijające się w moją nogę. 
Przerażający krzyk przedarł ciszę,a dziewczyna upadła na podłoże z liści. 

Bohaterowie







Hope Evans- 17 lat









Louis Tomlinson - 17 lat.








Derek Hale - 19 lat






Alison Argent - 17 lat